Zapraszamy do lektury wywiadu z Magdaleną Ziętarą – koszykarką Białej Gwiazdy.
Tam gdzie kończą się Reguły zaczyna się Pruszków. Co powiesz o swoim rodzinnym mieście?
Na pewno wszyscy wiedzą z czym kojarzy się Pruszków, ale na pewno nie jest tam niebezpiecznie. Fajne miejsce, z jednej strony blisko do Warszawy, z drugiej daleko od miejskiego zgiełku. Mamy oprócz tego spore tradycje koszykarskie wywodzące się z Hoop PKS-u Pruszków czy Mazowszanki. Naprawdę szkoda, że nie ma pieniędzy na kosza, bo kiedy one się kończą to drużyny spadają z ligi tak jak Lider Pruszków w żeńskiej lidze, nie ma środków na szkolenie.
Bliskość stolicy powoduje, że ludzie chcą rozwijać się na przykład w biznesie, bo mają taką możliwość. Ciebie nigdy nie ciągnęło z racji zamieszkania pod Warszawą do robienia kariery w tym mieście?
Od dziecka kochałam sport, to było całe moje życie, uwielbiałam wf w szkole, a kiedy z niej wracałam, to szłam pograć w piłkę z chłopakami. Kiedy byłam w trzeciej klasie podstawówki przyszła do nas trenerka z MKS-u Piastów, rzuciła nam piłkę i powiedziała: „Dziewczyny grajcie, robię nabór do sekcji”. Wtedy nie wiedziałam, co to jest koszykówka, ale chyba spodobałam się trenerce i zaprosiła mnie na trening. Jednocześnie brałam udział w zawodach lekkoatletycznych, biegach przełajowych w ramach zawodów szkolnych. Mało, kto wie, ale równocześnie z koszykówką trenowałam piłkę nożną. Jednak żeńska odmiana tej dyscypliny nie jest w Polsce tak popularna, jest mało sekcji, dlatego wybrałam koszykówkę i nie żałuję tej decyzji. Z drużyny, w której zaczynałam zostałam tylko ja. Gdybym mogła cofnąć czas, poszłabym tą samą drogą. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, zwiedziłam wiele miejsc, nauczyłam się dyscypliny, ciężkie pracy.
Co dała Ci koszykówka? Mówisz o wielu doświadczeniach, ale jeszcze wiele przed Tobą.
Na pewno każdy, kto zaczyna grać marzy o reprezentacji, Eurolidze. Ja spełniałam swoje marzenia – krok po kroku. Począwszy od kadry Mazowsza, gdzie wypatrzyli mnie trenerzy MUKS-u Poznań. To był zresztą trudny moment mojej kariery, ponieważ odsunięto mnie od treningów w Pruszkowie, kiedy dowiedzieli się, że odchodzę do Poznania. Trochę mnie to podłamało, bo brakowało mi treningów, a czekały mnie moje pierwsze mistrzostwa U-16. Tutaj muszę podziękować ludziom z Piastowa, ponieważ udostępniali mi halę, mogłam przyjść porzucać, potrenować. Potem grając w Poznaniu poznałam chyba najlepszą trenerkę młodzieżową w Polsce Panią Iwonę Jabłońską, która współpracowała z Iwoną Błaszak. Grałam w młodzieżowych mistrzostwach Polski, a dzięki treningom z tymi osobami podszkoliłam się technicznie, taktycznie, polubiłam grę w obronie, dzięki, której dostaje teraz coraz więcej minut na parkiecie. Następnym etapem mojej kariery była gra w Gdyni w ekstraklasie. Tamtejszy zespół nie był już na takim piedestale, ale dla mnie stwarzało to szansę regularnej gry obok zawodniczek, które naprawdę były na topie. Prowadził nas trener z Hiszpanii, który dawał mi szansę w Eurolidze i jako dziewiętnastolatka zagrałam w Europie. Z Gdyni przeniosłam się do Koszyc. Nie wahałam się ani sekundy, kiedy dostałam propozycję i tak znalazłam się w Good Angels. To było bardzo fajnie półtorej roku, ale też ciężkie. Tamtejsi działacze chcieli abyśmy byli jedną wielką kochającą się rodziną, a tak się nie zawsze da. Mieszkałyśmy wszystkie razem na jednym piętrze w jednym bloku… Miałyśmy siebie dosyć, a prezesi dawali nam kary, bo nie rozmawiałyśmy ze sobą. W końcu dostałam ofertę z Wisły i tak znalazłam się w Krakowie. Zaczęłam grać od razu u trenera Stefana Svitka i sezon zakończył się sukcesem. Mistrzostwo Polski, a wcześniej jeszcze Pucharu. Zdobyłam to, czego pragnęłam w seniorskiej koszykówce. Przyjęłam bez zawahania następną ofertę klubu, wiedząc, że trenerem będzie Jose Hernandez. Z Hiszpanami miałem dobre doświadczenia. Lubię ten styl koszykówki: mocna obrona, szybki atak. Ten sezon jest dla nas bardzo ciężki. Nie grałyśmy praktycznie ani razu w pełnym składzie. Ciągle któraś z nas jest kontuzjowana, potem wraca, potem znowu jest kontuzjowana. Wiem, że nasza gra może nie zachwycać w tym sezonie, że nie zdobyłyśmy Pucharu, że zaliczamy porażki z polskimi zespołami. Ale jednak ta gra w Eurolidze pokazała, że mamy bardzo wartościowy zespół.
Przed sezonem rozmawiałem z trenerem Hernadezem i jasno stwierdził, że nie stawia na nas w Eurolidze…
Ja sama nie wierzyłam. Po cichu liczyłyśmy na Euro Cup, ale nie na play-offy. W naszej grupie był straszny kalejdoskop, udało nam się awansować być może przy odrobinie szczęścia, ale to był nasz ogromny sukces. Teraz walczymy do końca o mistrzostwo, mimo, że jest nas siedem. Trener Hernandez stosuje różne taktyki w obronie, co może być naszą mocną stroną, czasami nas wpędza w zakłopotanie swoją pomysłowością (śmiech). Na pewno nie powiedziałyśmy ostatniego słowa i powalczymy we Wrocławiu o awans do finału.
Występy w Eurolidze dały Wam chyba sporo pewności siebie?
Wisła jest najlepszą drużyną w Polsce. Żadna z nas nie może przestać wierzyć w to, że zdobędziemy mistrzostwo. Taki cel postawiłyśmy sobie w sierpniu, do tego dążymy z każdym litrem potu wylanym na treningach. Z każdym kolejnym meczem chcemy być bliżej celu. Z drugiej strony można powiedzieć, że Euroliga nas trochę zmęczyła…
Można. Zostało Was siedem.
Z racji kontuzji, zawodniczki, które zostają są poddawane większym obciążeniom, grają więcej minut. Z tego biorą się kolejne urazy. Ale jesteśmy profesjonalistkami, wiemy o co gramy, jesteśmy gotowe na mecze co trzy dni. Mam nadzieję, że Gosia Misiuk do nas wróci, bo na Katkę chyba nie mamy już szans i tą ósemką powalczymy, dając sił tyle ile nam Bozia dała i na końcu będziemy się cieszyć z mistrzostwa, na które wszyscy tutaj liczą.
Zmieniając temat. Koszykówka chyba nauczyła Cię życia?
Szybko wyjechałam z domu, chociaż przed wyjazdem miałam mega obawy. Moja mama rozmawiała z trenerką w Poznaniu, także z rodzicami innych dzieci i dowiedziała się, że pierwsze tygodnie będą najgorsze, a potem można się przyzwyczaić. Dzisiaj w dobie Internetu, telefonów nie było problemów z kontaktem z rodzicami. Oni zresztą przyjeżdżali na moje mecze w Poznaniu i dopingowali mnie. Mama pojawiała się na moich spotkaniach od zawsze, tata zainteresował się, kiedy weszłam na trochę wyższy poziom. Nadal uważa, że zna się na koszykówce, ja mówię mu, że nie ma o niej pojęcia (śmiech). Wiadomo jak to jest z tymi mądrościami rodziców, które bywają trudne do zniesienia. Czasami, kiedy dzwonią po meczu mówię, że jestem zła i porozmawiamy jutro, czasem dyskutuje, najczęściej mówiąc: Tato wyjdź na boisko to porozmawiamy (śmiech). Mówiąc poważnie, gdzieś tam od początku swojej kariery miałam ciężko. W Pruszkowie kursowałam między szkolnymi drużynami, w Poznaniu nieszczęśliwie złamałam rękę. Pierwszy miesiąc i od razu gips na cztery tygodnie. W Koszycach miałam problemy z plecami, gdzie nikt nie mógł mi pomóc. Zdrowotnie na prostą wyszłam dopiero w Krakowie. Moim zdaniem bardzo dobrze się stało, że wcześnie wyjechałam z domu. Nauczyłam się samodzielności, w wieku osiemnastu lat mieszkałam sama w Gdyni. Dla mnie było to niepojęte, bo jako małe dziecko nie potrafiłam jechać sama na obóz, mama musiała mnie odbierać po dwóch dniach. A potem mieszkałam sama w obcym mieście. W Gdyni spotkałam Gosię Misiuk, teraz nasze drogi zeszły się w Krakowie.
Jak podoba Ci się w Krakowie? Fajnie miasto?
W porównaniu do Pruszkowa na pewno.
A do innych miast w jakich miałaś okazję występować?
Poznania nie pozwiedzałam. Kursowałem między, szkołą, salą treningową, a internatem. Gdynia jest bliska memu sercu, mam tam dużo znajomych z czasów, kiedy grałam, nie ukrywam, że chciałabym tam zamieszkać po zakończeniu kariery. Pruszków to moje rodzinne miasto. Co do Krakowa to gdyby nie smog byłoby tu całkiem fajnie (śmiech).
Coś Ci się jednak może podoba?
Rynek jest chyba najpiękniejszy w Polsce. Trochę tu jest za dużo ludzi: studentów, Erasmusa. Co więcej… Klubów nie zwiedzam, do imprez mnie nie ciągnie. Sama poznałam kilka zawodniczek, które pochłonęło Trójmiasto, ja byłam tak wychowana, że nie jest mi to potrzebne. Żebym gdziekolwiek wyszła trzeba mnie siłą wyciągać z mieszkania. Jeżeli chodzi o Wisłę to jest już mój drugi sezon, dobrze się tu czuje, klub jest fajnie zarządzany. Trochę nam brakuje dopingu na meczach ligowych. Na Eurolidze była super atmosfera, mam nadzieję, że w tych ostatnich spotkaniach na hali będzie fajny doping, bo zdecydowanie nam się lepiej gra.
Co robisz w wolnym czasie? Jakie jest Twoje hobby, czym się interesujesz?
Siedzę na portalach społecznościowych, oglądam seriale, które bardzo lubię. Do tego sport w telewizji: tenis, pływanie lubię obejrzeć Champions Leauge i mój ukochany Real Madryt. Oprócz tego odpoczynek. Dodatkowo oglądam mecze koszykówki. Wiem, że może robię to za często, ale to moje życie poza tym z każdego meczu można się czegoś nauczyć. Oglądam polską ekstraklasę, mam linki do stron z ligą turecką…
Ty jesteś trochę jak Mateusz Borek, który ogląda nawet 2 Bundesligę.
Nie, aż tak daleko się nie zapędzam (śmiech).
Liga turecka w koszykówce? Ja bym nie oglądał…
Tam jest naprawdę wysoki poziom i kilka ciekawych zawodniczek. Oprócz tego na Orange Sport lubię obejrzeć pierwszą ligę mężczyzn w koszykówce. Śledzę wyniki Krakowianki Agnieszki Radwańskiej, oglądam piłkę ręczną, NBA.
Czyli sport pochłania całe Twoje życie?
Tak. Nie ukrywam tego. Może dla wielu to jest dziwne, ale sport od dziecka był całym moim życiem. Oglądając inne dyscypliny można się wiele nauczyć, zobaczyć ustawienia zawodników, sposoby walki o pozycję.
Brałaś udział w kilku akcjach kibicowskich. Promowałaś mecz z Fenerbahce, byłaś w szpitalu na Mikołajkach. Jak ocenisz takie działania?
Bardzo fajna promocja naszej dyscypliny przed meczem z Turczynkami. Przejechałyśmy przez miasto, zachęciliśmy ludzi do wizyty na hali. To jest bardzo potrzebne. Z kolei wizyty w szpitalach, domach dziecka dają ogromną frajdę tym dzieciakom. Mogą z nami porozmawiać, przytulić się, dostać fajny prezent. Dzięki temu zapominają o swoich problemach. Bywamy też w szkołach i chciałabym, aby te dzieci czasami były bardziej zaangażowane. My naprawdę chcemy zrobić dla nich coś pożytecznego. W dzisiejszych czasach trzeba promować sport, coraz mniej dzieciaków garnie się do sportu. Byłam niedawno w mojej starej szkole i trenerka mówiła mi, że jest coraz więcej zwolnień z wf-u, a dziewczynka nie trenuje, bo ma na przykład pomalowane paznokcie. To jest bez sensu. Ja pamiętam jak czekaliśmy całą klasą na ten wf, a teraz jest zupełnie inaczej. Boiska wypełniaj ludzie, którzy mają około dwudziestu pięciu lat. Kiedy widzę dzieciaka, który obsługuje tableta lepiej od dorosłych to nie wiem gdzie zmierza ten świat…
Ostatnie słowo należy do Ciebie.
Na pewno zrobimy wszystko aby zdobyć tytuł. To dla nas bardzo ważne i chcemy się cieszyć z dwudziestego czwartego tytułu mistrzowskiego dla Wisły w roku jubileuszowym.